Mój rozwój herbaciany ostatnio jest coraz szybszy, a wszystko dzięki „internetom“. Stąd pokrótce pozwolę sobie opisać moją herbacianą ewolucję. Z racji że nazwa „herbata“ może kojarzyć się z ziołami, uwzględnię różne napary w moim herbacianym pamiętniku.
Herbatę piłam od… zawsze. Początkowo, na etapie przedszkola, było to pół kubka klasycznego Liptona. Drugie pół chłodnej wody, by nie poparzyć młodej buźki. Dziecko zbyt niecierpliwe, żeby zaczekać. Do tego obowiązkowo syrop malinowy, słodki jak nie wiem. I taką herbatę pamiętam z dzieciństwa. Nie wypiłam bez malinowego syropu, gardziłam za to malinowymi herbatkami. Czarna z syropem, broń Boże owocowa. Ewentualnie z cukrem. O ile dobrze pamiętam, łyżeczka czy półtorej na kubek, więc jeszcze nie było tak źle.
Słodzić przestałam w podstawówce, Tata mnie do tego przekonał. Częściowo lenistwo. Piłam pół kubka gorzkiej herbaty; myśli zawieszone nad parującym kubkiem były zbyt przyjemne, by przerwać je wyprawą po cukier. Mniej więcej w połowie kubka, moja twarz była wykrzywiona do tego stopnia, że poddawałam się i wędrowałam do kuchni po zbawienną białą słodycz, po czym dopijałam napój. Z czasem jednak lenistwo brało górę. I po jakimś czasie nie czułam już potrzeby słodzenia. Rzuciłam cukier.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaczęłam pić inne kolory herbaty. Z herbacianych doświadczeń pamiętam jeszcze pierwsze zetknięcie z białą kwitnącą herbatą w domu babci. Parzona w dużej szklanej filiżance wizualnie zrobiła na mnie wrażenie, jednak nie byłam przekonana do picia naparu z tak dziwnej, pływającej rzeczy…
W innym skrawku herbacianej pamięci zachowała się wizyta u znajomych moich rodziców. Czy napiję się herbatki? Oczywiście. Dostałam owocowy susz, również pływający w moim kubku. Kolor typowy dla owocowych herbatek, zapach owoców… pływały swobodnie kawałki jabłek, jagody i inne cuda. Część z nich próbowałam nawet zjeść. Całkiem mi smakowała, mimo to nie zostałam miłośniczką herbatek owocowych. Bardzo często czuć jedynie hibiskus dominujący nad wszystkimi innymi dodatkami, który jak do tej pory mnie do siebie nie przekonał.
Herbaty w większości przypadków pochodziły z marketowych półek, z dwóch powodów. Po pierwsze, najszybciej i najwygodniej; duży wybór aromatyzowanych, zarówno sypanych jak i torebkowych. Po drugie, w moim mieście nie było i nie ma herbaciani, tylko markety i dwa sklepy z herbatą. Dlatego początkowo nawet nie trafiłam do herbacianych sklepów. Pierwszy z nich, masowo krytykowany przez wyrafinowanych pijaczy camellia sinensis, znalazł mnie sam; w galerii handlowej. Kupiłam tam zieloną herbatę z dodatkiem opuncji i czegoś tam jeszcze dla przyjaciółki. Natomiast dla siebie, o dziwo, rzadko dokonywałam tam zakupów. Dostałam raz na urodziny koszyk podarunkowy z owego sklepu. W prezencie znajdowała się m.in. pewna biała aromatyzowana herbata, która szczególnie przypadła mi do gustu. Byłam nią oczarowana. Później trafiłam na drugi sklep — ledwo dało się znaleźć ślady jego istnienia w internecie. Dobre herbaty, kawa, zioła…wybór jednak nie powalał. Wiele herbat z dodatkami, jedyna turkusowa to milk oolong, który był zresztą pierwszą herbatą tego typu pitą przeze mnie. Oolong ten był dla mnie furtką do rozległego świata herbaty — dowiedziałam się o istnieniu półfermentowanych. Senchę niestety mieli tylko chińską. Białe herbaty, które do tej pory piłam, smakowały mi.
Rewolucja nastąpiła, gdy zaczęłam zgłębiać herbacianą wiedzę poprzez internet: fora, blogi, YouTube. Zaczęłam śledzić na bieżąco pojawiające się informacje. Czytając blogi, sama zapragnęłam spróbować swoich sił w tej dziedzinie i od paru miesięcy nosiłam się z takim zamiarem. Wreszcie w czerwcu zdecydowałam się, że założę bloga, aby spisywać to, co już wiem, czego się uczę, swoje doświadczenia, itp. Świat herbaty zafascynował mnie i pochłonął do reszty. W efekcie w tym roku udałam się po raz pierwszy do Cieszyna na Święto Herbaty, które wniosło wiele w moją drogę herbaty.
Ciąg dalszy nastąpi…
No pięknie, Kochana, pięknie 😚
Cześć 😀 Fajnie piszesz,przyjemnie się to czyta. No kto wie, może jak będę czytać Twój blog to w końcu zacznę pić coś innego niż ekspresówkę? No i może przekonam się do niesłodzenia (co niektórzy powiadają że w ten sposób gwałci się herbatę 😅 ). Pozdrawiam ciepło 😃
Świetny wpis, blog bardzo dobrze się zapowiada 😊 Ja, tak jak i Ty, uwielbiam różnego rodzaju herbaty. Czuję, że byłybyśmy bratnimi duszami, chciałabym Cię kiedyś poznać. Pozdrawiam cieplutko ❤😙
Byłybyśmy?… 😉
pozdrawiam również!
Pięknie:-) czekam na cd. 🙂
Czekam na więcej 🙂