Z racji, że zrobiło się naprawdę ciepło, nie zawsze jest ochota na gorącą herbatę. Co teraz pić? Ostatnio często pojawia się u mnie cold brew — herbata „parzona“ na zimno. Przygotowanie jej polega na wsypaniu do naczynia liści herbaty, zalanie ich zimną wodą i odstawienie w chłodne miejsce. Ja zwykle chowam ją do lodówki. Do wody stopniowo przenikaną substancje z liści, po pewnym czasie (u mnie od 30 minut do kilku godzin) napój jest gotowy. Do tej pory przygotowywałam cold brew w dużym szklanym dzbanku, ostatnio jednak dostałam coś stanowiącego wygodną alternatywę dla szkła np. w podróży — filtr do butelki Steep&Go.
Filtr został wykonany z plastiku niezawierającego BPA, jest wielokrotnego użytku. Nadaje się też do recyklingu i mycia w zmywarce. Posiada dwa adaptery w postaci krążków, które umożliwiają dopasować filtr do gwintu naszej butelki. Na opakowaniu filtr opisany jest jako wygodny w podróży, ale producent zaznacza, że nie jest szczelny. Może się wydawać, że stoi to w sprzeczności, jednak obydwie te rzeczy są prawdą. Póki co nie testowałam tego w dłuższej podróży (najbliższa taka to chyba będzie do Cieszyna na Święto Herbaty), jednak na co dzień w torbie, z dala od urządzeń elektronicznych i bez bezpośredniego kontaktu z papierowymi rzeczami nie miałam z nim problemów. Także w podróży się sprawdza.
Filtr został stworzony z myślą o osobach aktywnych fizycznie, które lubią herbatę i nie chcą sięgać po sklepowe napoje typu ice tea. Według producenta dzięki filtrowi można przygotować świeże cold brew w 10 minut. Napisany na opakowaniu czas wydaje się być zaskakujący, bo często podaje się, że należy odczekać minimum 2 godziny, niektórzy nawet sugerują zostawienie cold brew do lodówki na całą noc. Zaleca się też użycie półtora raza tyle liści herbaty, co przy standardowym parzeniu.
Zauważyłam jednak, że mi te parametry nie odpowiadają. Według tych reguł herbata wychodzi mi zbyt intensywna — może to kwestia gustu, ale dla mnie w zupełności wystarcza tyle herbaty, co do normalnego parzenia (oczywiście mam na myśli stosunek ilości suszu do wody, bo cold brew robię zwykle w półlitrowym lub litrowym naczyniu). Robiąc cold brew z japońskiej senchy przy 12 gramach suszu na 500ml wody (czyli około półtora raza więcej niż przy użyciu gorącej wody) już po godzinie napój był niezwykle intensywny, mocno trawiasty i cierpki. Po drugim zalaniu tych samych liści i pozostawieniu ich w lodówce na 45 minut otrzymałam bardziej odpowiadający mi napój — nadal „zielony“, trawiasty, jednak mniej cierpki niż pierwszy. Było to najlepsze, co do tej pory udało mi się uzyskać — zimne, smaczne, orzeźwiające. Po prostu świetne!
Praktycznie tak samo przygotowałam chińską herbatę long jong.
Próbowałam też herbaty użyć cejlońskiej jaśminowej zielonej herbaty, trzy czubate łyżeczki liści zalałam pół litra wody. Jednak znowu to samo — napar wyszedł zbyt intensywny dla mnie, mimo że nie minęło więcej niż trzy godziny od wstawienia naczynia do lodówki. Dopiero po dolaniu dodatkowo wody do mojego cold brew napój stał się pijalny. Tak, wtedy nastał ten moment w moim życiu, że rozcieńczyłam herbatę… (to jest ta chwila, kiedy połowa z Was zamyka tę stronę). Oczywiście nie załamując się niepowodzeniem, zalałam liście po raz drugi. Wstawiłam do lodówki i spróbowałam herbaty następnego dnia. Efekt był taki, że nie byłam w stanie stwierdzić, czy napój bardziej smakuje jaśminem, czy goryczą. Nadal jednak był bardziej pijalne niż pierwsze podejście.
Czytałam, że do „parzenia na zimno“ najlepiej nadają się herbaty białe, zielone i lekkie oolongi, więc spróbowałam przygotowac w ten sposób i oolong. Akurat mam zalegający od dawna oolong si ji chun, którego chciałam spróbować w nowej odsłonie. Liście tej herbaty są pozwijane, dlatego przed zrobieniem cold brew obudziłam je, to znaczy wykonałam krótkie parzenie w czajniczku, aby liście mogły się trochę rozwinąć.
Następnie rozwinięte liście trafiły do butelki z filtrem i do lodówki na dwie i pół godziny. Smak cold brew znacznie różnił się od standardowego naparu z tej herbaty. Był kwiatowy, jednak nadal wyczuwałam w nim gorycz. Drugie zalanie trwało tyle samo czasu i zdecydowanie bardziej mi smakowało, wyszło naprawdę dobre. Było przyjemnie kwiatowe i orzeźwiające, nie za gorzkie.
Na koniec pojawia się pytanie, co robię nie tak z moim cold brew, że wychodzi gorzkie. Będę dalej próbować, zmieniając rodzaje herbaty, ilość użytych liści i czas stania napoju w lodówce. Wpis będzie uzupełniony, gdy podejmę więcej prób i zrobię lepszy napar. Wszelkie wskazówki mile widziane 🙂
Przy tworzeniu wpisu korzystałam z następujących źródeł:
1. http://akademiaherbaty.pl/cold-brew-parzenie-herbaty-zimno/
2. https://www.coffeedesk.pl/baza-wiedzy/herbata/116/Cold-Brew-Herbata-Na-Zimno-Wedlug-Paper-And-Tea
3. https://www.czajnikowy.com.pl/jak-parzyc-herbate-na-zimno-zimne-parzenie-herbaty-cold-brew/