Przeglądając blogi poświęcone herbacie, zawsze zachwycałam się pomysłem spotykania się i picia herbaty w gronie osób interesujących się nią. Takie wydarzenia muszą być naprawdę ciekawym doświadczeniem. Niestety, wszystkie znalezione przeze mnie grupy są poza moim miastem. Jednak wizja wspólnego picia nadal mnie nęciła. Nie można nic znaleźć, trzeba zorganizować samemu!
Koniec czerwca, gorąco. Ze znajomych tylko jedna osoba jest bardziej wkręcona w herbatę. Jednak od jakiegoś czasu, jedni krótszego, inni dłuższego, wszyscy siorbiemy yerba mate. Zainspirowana filmikiem Czajnikowego, zaproponowałam Spotkanie Siorbaczy w plenerze przy egzotycznie owocowych smakach yerby.
Postanowiliśmy wybrać się do pobliskiego parku krajobrazowego, by tam podziwiać piękno natury i delektować się jej darami. Bartek zawiózł nas do lasu, gdzie znajdowało się miejsce na ognisko, drewniane stoły i ławki. Wypakowaliśmy swój sprzęt: bombille, termosy, łyżeczki, miski, duży nóż, deskę do krojenia. Chłopcy wzięli także swoje tykwy i oczywiście turystyczną lodówkę pełną egzotycznych owoców. Każdy z nas zabrał yerbę, mieliśmy ostatecznie pięć różnych: Amanda Elaboeada, CBSé tropikalna, Mate Green Guarana, Kurupi Katuava i classica. Gdy wszystko zostało ustawione na stole, podzieliliśmy się owocami. Zaczęliśmy przygotowywać je do picia.
Odcięliśmy górną część owoców, po czym wydrążyliśmy ich środki, zostawiając nieco miąższu przy ściankach. Resztę przełożyliśmy do miseczek. Kawałki owoców zjedliśmy na deser, a ich soki wlewaliśmy później do naszych napojów, by wzmocnić owocowy smak.
Bartek i ja piliśmy z żółtego melona, Kubuś z kokosa, a Ewa z grapefruita. Problemem okazało się odpylanie yerby w owocach, ponieważ ich sok skutecznie nam to utrudniał. Kuba, lubiący mocną i pylastą yerbę tym razem przesadził: wsypał za dużo Kurupi do maleńkiego kokosa, co dało napar mocny jak diabli. Mimo dodania odlanej wcześniej wody z orzecha, jego smak nadal nie był wyczuwalny. Może dlatego, że nasz kokos miał za mało wody?
Mój żółty melon z tropikalną CBSé także nie był mocno wyczuwalny w smaku, jednak bardziej niż w przypadku napoju Kubusia. Sprężynkowa bombilla, którą pożyczyłam Bartkowi miała natomiast problem z pyłem i często się zapychała. Zdecydowanie łatwiej było pić z filtrem łyżeczkowym. Mate green w grapefruicie Ewy była nieco gorzkawa, czuło się także trochę kwaśnego posmaku cytrusa.
Po wypiciu paru zalań i przegryzieniu kilku przekąsek, wzięliśmy się za nadprogramowe owoce. Tym razem ja piłam z drugiego kokosa, a Ewa z ananasa. Mój kokos, mimo że nie zrobiłam w nim roztworu przesyconego jak Kuba, także nie dał mocno kokosowego smaku, na jaki liczyłam, słuchając opinii w obejrzanym wideo. Mimo to, kokosowe materko prezentowało się bardzo ładnie i przyjemnie się z niego piło.
Jednak absolutnie letni i egzotyczny napój miała Ewa: terere z Mate green w ananasie okazało się rewelacyjne! Delikatny smak zielonej yerby w połączeniu ze słodkim sokiem ananasowym na zimno dało niezwykle orzeźwiający efekt, nie była też przy tym nadmiernie słodka. Ewa była usatysfakcjonowana łatwością picia i smakiem, mnie również przypadł do gustu, mimo że ananas nie należy do moich ulubionych owoców.
Miło było spotkać się i wspólnie eksperymentować, wymieniając się różnymi rodzajami suszu i łącząc je z owocami. Wysuwaliśmy także propozycje, co chcielibyśmy kiedyś spróbować wspólnie. Spotkanie było bardzo przyjemnym doświadczeniem, mam nadzieję, że uda nam się to kiedyś powtórzyć.
Wow:D Ale zdjęcia, jakie kolory, ale fajna akcja! A z ciekawości: takie matero owocowe potem już nie do zjedzenia pewno, bo całe w yerbie:)? Bo zaciekawiło mnie jak by miąższ smakował po tym jak godzinę w nim by yerba była parzona.
Dziękuję za miłe słowa!
Jakby wypłukać z fusów, to pewnie nadawałby się do zjedzenia. Następnym razem tak spróbuję 🙂
Planujesz może spotkanie z fanami? Bardzo chciałabym Cię poznać!
Pozdrawiam 😙
Z takimi jak Ty to mogę 😉
Ja z chęcią wybrałbym się na takie spotkanie, i z wielką radością bym Cię poznała 😃
Łał! Naprawdę potrafisz zaciekawić swoimi wpisami.
Dziękuję 🙂